poniedziałek, 30 lipca 2012

2 dzień 19.07 (czwartek)


Dzisiaj dziadek z obudził mnie o 7:30! A kiedy mu oznajmiłam, że nie mam zamiaru wstawać, powiedział, że jak chcę spać do 12 to żebym wracała do Lublina!!! Po śniadaniu zrobiłam dziadkowi apel, taki jak na obozie harcerskim, bo udaję, że to właśnie taki obóz. Dziadek dostał chustę, przeczytałam plan dnia itd. Potem jeszcze musiałam rozwiązać zadania, (Dziadek wydrukował mi zadania dla 6 klas i żeby dostać lody, musze rozwiązać 10 takich zadań) a następnie poszliśmy na przystanek SMK (Szybka Kolej Miejska). Wyszliśmy z domu ok. 10. Pojechaliśmy do Sopotu i szliśmy „Monciakiem” do plaży. Minęłam Krzywy Domek, w którym mieści się teraz dużo sklepów, restauracji itp., oraz drugi taki sklep ze słodyczami, jak na ul. Długiej. Jednak w tym sklepie nie było żadnych ludzi, a pracownicy nie robili słodyczy, tylko rozmawiali, więc nie zostałam tam długo. Przy molo stało dużo straganów, a także swój namiot miał… Wojciech Cejrowski. Sprzedawał po 50zł książki z podpisem, różne gadżety, a zdjęcie z nim kosztowało… 2 zł! To Troch€ żałosne… Potem dziadek kupił mi loda i weszliśmy na molo. Spacerowaliśmy po nim ponad godzinę i patrzyliśmy na czarne chmury, które szły od strony Gdańska. Gdy wreszcie zeszliśmy z molo poszliśmy na obiad (trochę długo szliśmy) do restauracji i zamówiłam tam polędwiczki z kurczaka i frytki. Ale byłam tak głodna, że kiedy zjadłam moją porcję pochłonęłam także prawie pół kotleta dziadka. Dalej poszłam do latarni, która teraz jest punktem obserwacyjnym. Patrzyłam z niej na cały Sopot i plażę, a także z góry zobaczyłam całą trasę, którą przeszliśmy do restauracji. Zchodząc z latarni zauważyłam, że zaczęło padać… zaczęło lać! Staliśmy z dziadkiem pod dachem. JA chciałam iść pod parasolem do autobusu, ale miałam sandały i dziadek mówił, że przemoczę je i zachoruję. Później deszcz trochę osłabł i mogliśmy iść, ale po chwili znów się wzmocnił i musieliśmy się schować pod straganami. Czekaliśmy, Czekaliśmy, a kiedy wreszcie wyszliśmy spod dachu, dziadek powiedział, że idziemy… na plażę! Weszliśmy na drewniany podest, który prowadził przez plażę i staliśmy w deszczu. Jęczałam, ze chcę wracać do domu i że dziadek, mówił, że idziemy na przystanek a nie na plażę i on się wkurzył, powiedział, że jutro nie będę miała lodów i do końca dnia się do siebie nie odzywaliśmy. Gdy już dziadkowi znudziło się stać na plaży poszliśmy do kolejki przez jakiś park (ciągle lał deszcz i byłam strasznie zła) i pojechaliśmy do domu a przed przyjściem do mieszkania zaszliśmy do Reala. Okropnie się czułam i gdy tylko weszłam położyłam się i zasnęłam. W między czasie przyszła ciocia Hania i zrobiła kisiel. Obudziłam się, zjadłam kisiel (dalej źle się czułam) a potem kolację. Po kolacji ciocia włączyła telewizję, więc pooglądałam trochę i poszłam spać.


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz