Dzisiaj dziadek z obudził mnie o
7:30! A kiedy mu oznajmiłam, że nie mam zamiaru wstawać, powiedział, że jak
chcę spać do 12 to żebym wracała do Lublina!!! Po śniadaniu zrobiłam dziadkowi
apel, taki jak na obozie harcerskim, bo udaję, że to właśnie taki obóz. Dziadek
dostał chustę, przeczytałam plan dnia itd. Potem jeszcze musiałam rozwiązać
zadania, (Dziadek wydrukował mi zadania dla 6 klas i żeby dostać lody, musze
rozwiązać 10 takich zadań) a następnie poszliśmy na przystanek SMK (Szybka
Kolej Miejska). Wyszliśmy z domu ok. 10. Pojechaliśmy do Sopotu i szliśmy
„Monciakiem” do plaży. Minęłam Krzywy Domek, w którym mieści się teraz dużo
sklepów, restauracji itp., oraz drugi taki sklep ze słodyczami, jak na ul.
Długiej. Jednak w tym sklepie nie było żadnych ludzi, a pracownicy nie robili
słodyczy, tylko rozmawiali, więc nie zostałam tam długo. Przy molo stało dużo
straganów, a także swój namiot miał… Wojciech Cejrowski. Sprzedawał po 50zł
książki z podpisem, różne gadżety, a zdjęcie z nim kosztowało… 2 zł! To Troch€
żałosne… Potem dziadek kupił mi loda i weszliśmy na molo. Spacerowaliśmy po nim
ponad godzinę i patrzyliśmy na czarne chmury, które szły od strony Gdańska. Gdy
wreszcie zeszliśmy z molo poszliśmy na obiad (trochę długo szliśmy) do
restauracji i zamówiłam tam polędwiczki z kurczaka i frytki. Ale byłam tak głodna,
że kiedy zjadłam moją porcję pochłonęłam także prawie pół kotleta dziadka. Dalej poszłam
do latarni, która teraz jest punktem obserwacyjnym. Patrzyłam z niej na cały
Sopot i plażę, a także z góry zobaczyłam całą trasę, którą przeszliśmy do
restauracji. Zchodząc z latarni zauważyłam, że zaczęło padać… zaczęło lać!
Staliśmy z dziadkiem pod dachem. JA chciałam iść pod parasolem do autobusu, ale
miałam sandały i dziadek mówił, że przemoczę je i zachoruję. Później deszcz trochę
osłabł i mogliśmy iść, ale po chwili znów się wzmocnił i musieliśmy się schować pod
straganami. Czekaliśmy, Czekaliśmy, a kiedy wreszcie wyszliśmy spod dachu, dziadek
powiedział, że idziemy… na plażę! Weszliśmy na drewniany podest, który
prowadził przez plażę i staliśmy w deszczu. Jęczałam, ze chcę wracać do domu i
że dziadek, mówił, że idziemy na przystanek a nie na plażę i on się wkurzył,
powiedział, że jutro nie będę miała lodów i do końca dnia się do siebie nie
odzywaliśmy. Gdy już dziadkowi znudziło się stać na plaży poszliśmy do kolejki
przez jakiś park (ciągle lał deszcz i byłam strasznie zła) i pojechaliśmy do
domu a przed przyjściem do mieszkania zaszliśmy do Reala. Okropnie się czułam i
gdy tylko weszłam położyłam się i zasnęłam. W między czasie przyszła ciocia
Hania i zrobiła kisiel. Obudziłam się, zjadłam kisiel (dalej źle się czułam) a
potem kolację. Po kolacji ciocia włączyła telewizję, więc pooglądałam trochę i
poszłam spać.
poniedziałek, 30 lipca 2012
1 dzień - 18.07 (środa)
Wczoraj przyjechałam do Gdańska, a dziś już wyszłam na miasto!
Dziadek obudził mnie o siódmej, gdyż chciał
poprawić mi kołdrę, ale potem jeszcze zasnęłam i spałam do ósmej, bo potem
obudził mnie (tym razem specjalnie). Oczywiście nie chciałam wstać (a kiedy
dowiedziałam się, że jest ósma – tym bardziej), lecz w końcu się poddałam J.
Wczoraj, w
czasie podróży nie zjadłam kanapek (babcia zrobiła mi kanapki z boczkiem), więc
Ciocia Hania z chleba zrobiła sobie grzanki, a mi pokroiła boczek, na którym
przyrządziłam pyszną jajecznicę…
Po
śniadaniu poszliśmy do Alfa Centrum i sprawdziliśmy, czy w kinie grają Epokę
lodowcową 4, ponieważ chcę pójść do kina, kiedy będzie jakiś deszczowy dzień.
Gdy wyszliśmy z centrum, kupiliśmy bilety (a raczej 10 biletów) na tramwaj, a
następnie pojechaliśmy (tramwajem) na dworzec główny. OD dworca (z mapą)
kierowaliśmy się do Starego miasta. Mijaliśmy Drogowskaz do miast
„zaprzyjaźnionych” z Gdańskiem (do niektórych było nawet po 2 tysiące km!) i
taki fajny czerwony mostek.
Gdy doszliśmy do pierwszej bramy prowadzącej na długi targ,
w informacji (znajdowała się ona w bramie) dowiedzieliśmy się, że jest to brama
Wyżynna, a nietakt jak myśleliśmy – brama złota. Za bramą (wyżynną J)
stały tablice ze wszystkimi literami alfabetu. Na każdą literę były zdjęcia i
opis jednego człowieka, wydarzenia historycznego czy miejsca związanego z
Gdańskiem. Np. na literę „H”, przedstawiony był znany astronom (pochodzący z
Gdańska) – Heweliusz, na „O” dzielnica gdańska – Oliwa, a na „E”… Euro 2012! Za
bramą Wyżynną, (od razu za tabliczkami) między dwoma ceglanymi bramami,
umieszczono katownię,. Były w niej armaty dyby i inne narzędzia tortur. Za
katownią, wreszcie przeszłam przez Złotą bramę.
Przeszliśmy calutki Długi Targ, a po drodze zaszłam do
sklepu ze słodyczami, gdzie przez szybę można było obserwować jak pracownicy
tworzą smakołyki: najpierw bani „wałkowała” rękami twardą bryłę na cukierki,
pan odcinał jej koniec, (gdy miał już średnicę ok. 1cm) a potem ciął te „laski”
na mała cukierki. Dał nawet za darmo tackę cukierków tym, którzy obserwowali
jego pracę. Stałam jeszcze chwilę i pani dała mi kawałek takiej właśnie laski, niepociętej
na cukierki (lizałam ją potem przez cały dzień). Przeszłam też koło Neptuna, zanim
doszłam do końca starówki. Szłam sobie nabrzeżem i przy okazji kupiłam
pocztówki:
Dla mamy, wujka i Adasia – wie „całujące się” rybki, w tle
widoki z Gdańska i napis: „CAŁUSKI DLA WSZYSTKICH”. Dla babci Basi Minęłam
wiele stoisk, barów restauracji, żurawia, który kiedyś służył do ładowania
statków, a po stronie morza różne żaglowce, jachty i statki wycieczkowe.
Doszliśmy do końca i złapał nas deszcz; schowaliśmy się w hotelu („HILTONIE”),
lecz po chwili przestało padać, a my cofnęliśmy się znów wzdłuż nadbrzeża.
Przeszliśmy potem po mostku na przeciwległy brzeg Wisły i wzdłuż drugiego nadbrzeża
doszliśmy do „SOŁDKA” – statku – muzeum. Dziadek już był na statku, wiec
poszłam zwiedzać sama. Był to wielki statek masowiec (gdy jeszcze pływał po
morzu, przewoził głównie węgiel, rudę żelaza i inne towary masowe). Sołdek był
pierwszym (tak wielkim) masowcem w Polsce zbudowanym po wojnie światowej. Kiedy
weszłam do środka, w pierwszej sali była galeria prac plastycznych. Potem
zobaczyłam radiostację i salę ze zdjęciami i podpisami. Miedzy innymi były tam
zdjęcia Sołdka, który wypływał na pierwszy rejs, kapitanowie Sołdka itd.
Następne były narzędzia używane na statku i modele rożnych statków. Dalej
oglądałam kotłownie i maszynownie, a później kajuty marynarzy, kuchnię
pokładową, kajutę kapitana, mostek kapitański i cały statek od zewnątrz. Widziałam
szalupy, głośniki ster, a także dzwon pokładowy. Potem dziadek zrobił mi
zdjęcia, jak dzwonie tym dzwonem. Chciałam zadzwonić „na niby”, lecz niechcący zadzwoniłam
strasznie głośno!
Zeszłam z Sołdka i zauważyłam, że mam za małe buty i
strasznie mnie bolą końce palców, jak chodzę. Choć mnie bolało, jakimś sposobem
doszłam do telepizzy, cofając się wzdłuż brzegu i zjadłam pyszną pizzę. Po
pizzy cofnęłam się jeszcze po mostku i doszłam na koniec ul. Długiej, do Muzeum
bursztynu, które było umieszczone w katowni, (ponieważ 1 część była o
bursztynach, a 2 część, o torturach – historyczna). W muzeum widziałam mnóstwo
pięknych rzeczy. (Wszystkie zdjęcia dostępne są w galerii) W ostatniej Sali
była mała wystawa z konkursu „Bursztyn i piłka” czy coś w tym stylu. Było tam
zdjęcie buta do piłki nożnej, w którym 1 „korek” był z bursztynu i kilka innych
rzeczy. Bardzo mi się podobało! Drugą częścią muzeum była część historyczna.
Najpierw wystawiono stroje, miecze itd. Z dawnych czasów, a potem kilka sal. W
salach tych za szybą były różne narzędzia tortur, a obok – na ścianie,
opisywano je i wstawiano rysunki. Np. łamanie kołem – za szybą stało takie koło
a na ścianie rysunek i dokładny opis. Nie będę podawać więcej przykładów, bo te
tortury były okropne. Po tychże salach znajdowało się jeszcze ostatnie
pomieszczenie. Stało w nim jeszcze troszkę eksponatów z muzeum bursztynu, a
także na ekranie wyświetlano film na temat robienia różnych rzeczy z bursztynu.
Pod spodem, na stoliku leżała księga gości, do której się wpisałam. Muzeum
bursztynu mieści się w dawnej katowni i na zewnątrz były dyby, armaty i coś
jeszcze. Potem już pojechaliśmy do domu, zjadłam kolacyjkę i poszłam spać
Gdańsk 17 - 26.07.2012
4 dni temu (w czwartek) wróciłam znad Morza. Pojechałam tam z dziadkiem, do mojej Cioci, która mieszka w Gdańsku. Byłam nad morzem 10 dni - każdego dnia robiłam coś ciekawego. Wieczorami pisałam pamiętnik, który tu opublikuję. Robiłam też bardzo dużo zdjęć! (:
Wprowadzenie
Witajcie! Na tym blogu, będę zapisywała co działo się, podczas moich wakacji. Zamieszczę ciekawe zdjęcia i różne inne rzeczy. Życzę przyjemnej lektury!
Subskrybuj:
Posty (Atom)